poniedziałek, 7 maja 2012

Opowieść brutalna, aczkolwiek z happy endem, w 3 aktach i w 20 zdjęciach, słowem opisana


występują:
Piotr - właściciel auta
Krzysztof - operator wkrętarki
Makita - blaszanożerny brutal
auto, dziura i świat (chociaż nie mówią)

akt 1 – okaleczenie kontrolowane


- Dobra, to gdzie chcesz mieć tę nową dziurę? Tutaj? - zapytał Krzysztof i walnął młotkiem w gwóźdź, a jego ostry koniec wbił się w karoserię auta.
- Tak – powiedział Piotrek i tylko nieznacznie zacisnął zęby, gdy Krzysztof przyłożył narzędzie o wiele bardziej mocne do zaznaczonego gwoździem miejsca. "Choinka" nałożona na wkrętarkę szczęknęła złowróżbnie po zielonym dachu. Zielony, wiadomo, kolor nadziei... Ciekawe, czy Piotrek myślał wtedy o symbolice barw?
- To teraz ... jazda! - zaburczała Makita z zadowoleniem i po lesie echo poniosło szczęk piłowanego metalu. A Krzysztof trzymał ją oburącz, tę Makitę z zapędem morderczym, a ta wrzynała się w metal, wrzynała, nie szczędząc opiłek.
- A jak idzie obok? - zreflektował się Piotrek i zajrzał do wnętrza auta, ale oczy przesłonięte współczuciem dla niewinnego dziurawionego auta, osnute wilgotną mgłą maskującą strach pomieszany z obawą, nie widziały efektu Krzyśkowego przyłożenia. - Spoko. Dziura będzie – powiedział Krzysztof i sama nie wiem, czy to była obietnica, czy groźba.
I Piotrek cierpiał, a Krzysztof wiercił.
I wiercił.
I wiercił bardziej nawet, a Piotr oparty o auto wspominał wszystkie te chwile, gdy auto bez dziury z przodu było. I ... jakoś to było.

akt 2 – dziura

- Chciałeś? Masz! - z satysfakcją wykrzyknął Krzysztof znad warczącej jeszcze Makity.
Lecz żądna to była blachy bestia, więc Krzysztof przyłożył narzędzie raz jeszcze. Piotrek z niepokojem patrzył, jak wkrętarka wnika swym ostrzem w przestrzenie auta, narusza wewnętrzną przestrzeń, plądruje zielone auto, bezcześci.
I jeszcze.
I jeszcze!
Aż Krzysztof powstrzymał blaszane rządze, odłożył sprzęt i oczom naszym ukazała się perfekcyjnie okrągła, okazała dziura.
- Witajcie - powiedziałaby dziura, gdyby mogła mówić.
Przez dziurę świat też prezentował się okazale, mrugał zawadiacko dziennym światłem.
- Witaj dziuro - powiedziałby świat, gdyby zwykł był mówić do dziur.
Piotrek przymierzył antenę do dziury i ... uwierzył (tym bardziej, że nie słyszał tej nieistniejącej rozmowy dziury ze światem).
- Bardzo bolało? - zapytał czule okaleczony dach i dawajże zabezpieczać to skaleczenie, tę ranę, o którą to przecież osobiście upraszał, zabiegał.
I gładził, malował, delikatnie muskał pędzelkiem pocięte krawędzie dziury, jakby przepraszał i o wybaczenie prosił, że do ubytku takiego w imię wyższych celów dopuścił.
Lecz auto też nie odpowiadało, bo co będzie z Piotrkiem gadać. 

akt 3 – obiecany happy end

I przyłożyli, grzybek wkręcili, dach zasklepili. I tyle to świat dziurę widział, co mu się chłopaki przypatrzeć pozwolili.
A w podziękowaniu za te łzy metalowych opiłek auto otrzymało nową antenę. - A na toż mi ta nowa dziura! - pomyślało auto i dało spokój z pretensjami do Piotrka.
Krzysztof z Piotrkiem przystąpili do najprzyjemniejszej części spotkania wewnątrz auta, nawet można powiedzieć bezpośrednio pod nową dziurą, zasklepioną już oczywiście.
A na dachu sterczała dumnie antena jak sztandar zwycięstwa!

koniec

1 komentarz:

  1. z tą mikitą to strach zaczynać bo ci dziurę powiększy :-)

    OdpowiedzUsuń